Ostatnio w naszym środowisku, mówi się wiele o pierwszej
pomocy, a w szczególności sztucznym oddychaniu, osobom po laryngektomii. I
chociaż od dawna Stowarzyszenia, w tym temacie prowadziły odpowiednie akcje
informacyjne i wyposażyły swoich członków w plakietki które noszone są w
portfelach, a kierowcy dodatkowo umieszczają je w swoich samochodach, to co
pewien czas, temat powraca. Ja chciałbym opowiedzieć przypadek ze swojego
życia, który świadczy o tym, że informacje o tym jak nam pomagać, powinny trafiać
również do środowiska
medycznego.
Niecałe dwa lata po laryngektomii, kiedy dopiero zaczynałem trochę mówić
„przełykiem”, ale w większości wspomagałem się laryngofonem ( albo
„elektroniczną krtanią, „jak kto woli), trafiłem do szpitala z objawami ostrego
zapalenia pęcherzyka żółciowego (nadmieniam, że w tym szpitalu, nie ma oddziału
laryngologicznego). Przyjęto mnie na oddział, przygotowano do natychmiastowej
operacji, informując, że zostanie założona mi rurka, do podawania tlenu, w
czasie znieczulenia ogólnego. Wybudziłem się z narkozy w nocy, sam na sali
pooperacyjnej, ponieważ dusiłem się, bo rurka była całkowicie zapchana
wydzieliną. Nie mogąc znaleźć przycisku alarmowego, ani krzyknąć, ( co
zrozumiałe), próbowałem rozwiązać tasiemkę podtrzymującą rurkę. Ale była tak
związana, że zasupłała się na węzeł. Nie wiem jak mi się udało rozerwać
tasiemkę, wyrwałem rurkę z tchawicy, odkrztusiłem, zwymiotowałem, co jest
częste po narkozie, uspokoiłem oddech i spokojnie zasnąłem. Rano pielęgniarka podniosła alarm, bo pościel
była zakrwawiona, ale okazało się, że podczas zrywania tasiemki, skaleczyłem
palec. Kiedy wytłumaczyłem pielęgniarce i lekarzowi, dlaczego wyrwałem rurkę,
okazało się, że nie pomyśleli o tym, że wdycham i wydycham tym samym niewielkim
w sumie otworem, który się może zatkać i powodować brak możliwości oddechu,
pomimo podawania tlenu. Taki, w sumie niewielki szczegół, ale dla nas bardzo
ważny, może świadczyć, o nie do końca, pełnej informacji , posiadanej przez
personel medyczny, jak postępować z takimi pacjentami, którzy rzadko co prawda,
ale mogą trafić na oddział. Jest to
również informacja dla nas, aby dbając o siebie, informować w takiej sytuacji
lekarza i pielęgniarki, jakie opieki potrzebujemy z ich strony, ze względu na
swoją dysfunkcję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz