Minął prawie miesiąc, od poprzedniego posta. Miesiąc pełen niepokoju, szukania "dojść", celem szybkiego przyjęcia do Centrum Onkologii/ normalnie kobiety czekają od 6 do 8 miesięcy, a wszyscy fachowcy mówią , że potrzebne jest szybkie i radykalne działanie/, wreszcie oczekiwanie na zabieg operacyjny a potem na wypis do domu.To wielkie szczęście, że dzięki układom z przeszłości/ mama Emilki była całe swoje życie pielęgniarką, a lekarze którzy z nią współpracowali, jeszcze doskonale ją pamiętają, zza zaświatów pomogła swojej córce/, wszystko odbyło się sprawnie i szybko. Teraz drugi etap, może jeszcze gorszy, bo bierne oczekiwanie na wyniki his-pat, długie dwa, trzy tygodnie.Wierzymy, że będą dobre, ale lekarze uprzedzili, że należy się spodziewać radioterapii, jako leczenia uzupełniającego i zachowawczego. Z tego pobytu w szpitalu, wyciągnęliśmy kilka wniosków. Po pierwsze, przerażająca ilość codziennego przyjęcia pacjentek, na jeden tylko oddział ginekologii onkologicznej, po drugie kolejka oczekujących, zdiagnozowanych , pacjentek, co świadczy o zbyt małej bazie placówek walczących z tą chorobą cywilizacyjną oraz o zbyt niskich środkach z NFOZ, przeznaczanych na ten cel. Ale są też pozytywy, kadra lekarzy, oddanych swojej profesji, mających duże doświadczenie, personel pielęgniarski, który rozumie doskonale psychikę kobiet znajdujących się w głębokim stresie, całkiem niezłe wyżywienie, jak na środki finansowe , które mają do dyspozycji.
Dzięki Bogu, mamy to już za sobą, teraz spokojna rehabilitacja, oszczędzanie siebie/ jak trudno kobiecie , to przychodzi/ i czekanie. Wiemy doskonale i czujemy wsparcie przyjaciół, znajomych i rodziny, będzie dobrze, bo nie może być inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz