środa, 6 czerwca 2012

Najważniejsze, to mając właściwe informacje, założyć sobie cele do realizacji....Odc.5

Tym razem , idąc szpitala, byłem w pełni wyedukowany, w zakresie mojej choroby, sposobów leczenia, skutków pooperacyjnych i rehabilitacji / 13 lat , a jaki skok technologiczny w zakresie dostępności do informacji/, co wcale nie zmniejszyło / a może nawet zwiększyło/ moje rozterki , stres i niepewność przyszłości. Jako człowiek pragmatyczny i zorganizowany /Panny, tak mają- oczywiście zodiakalne/, w oczekiwaniu na operację, sporządziłem plan założeń na dalsze życie. Ponieważ prowadzony sklepik, był teraz jedynym źródłem zarobkowania, więc odzyskanie mowy/ o czym czytałem w internecie/ w jak najkrótszym , możliwym terminie , był zadaniem podstawowym. Po za tym, w zależności od swojej formy fizycznej, wariantowo nakreśliłem plany zawodowe. Życie osobiste, jak do tej pory / codzienne wizyty, mojej bliskiej przyjaciółki- stanowiły dla mnie nieocenioną wartość wsparcia psychicznego i poczucia bezpieczeństwa/, nie było przedmiotem specjalnych rozważań. Zdawałem sobie sprawę z tego , że po operacji będę oddychał przez otwór w szyi/ teraz wiem że to "stoma"/. Patrząc na innych pacjentów , już po operacji, nie był to widok ani miły, ani przyjemny. Trudno mi było wyobrazić sobie, że pomimo zakrycia tego, w jakikolwiek sposób, zdołam psychicznie zaakceptować taki stan rzeczy .A co dopiero potencjalna partnerka. /Oooooooooooooo...jak bardzo się myliłem!!!!!!!!!!!/. W sali szpitalnej , znalazłem bratnią duszę, człowieka już 3 lata po operacji, któremu zrobiła się przetoka i z tego powodu , z sondą pokarmową trafił do szpitala. Wyjaśnił mi szeptem , bo nie nauczył się mówić, wiele spraw i nauczył jak posługiwać się sondą pokarmową , której założenie nieuchronnie mnie czekało.Pytałem go dlaczego nie spróbował nauki mowy a on stwierdził, że uczą w Opolu, a jego nie stać na dojazdy z Paczkowa. Obaj , byliśmy "kawoszami", więc Władek, który w przeciwieństwie do mnie , wcześnie rano wstawał, robił kawę wszystkim na sali / było nas czterech/, a mnie pokazywał, jak mając sondę, czerpać przyjemność z picia kawy, którą przecież podawał sobie sondą, prosto do żołądka. To było proste, należało zostawić na dnie szklanki, odrobinę kawy. Potem zanurzając łyżeczkę w tej resztce , oblizać ją- bo przecież receptory smaku, są na końcu języka, a strzykawką podać małą dawkę kawy i tak powoli "pić" tą kawę, delektując się jej smakiem. On też pokazał mi , że można mówić elektroniczną krtanią/ brzmiało to trochę , jak głos Lorda Wadera/, mówił w ten sposób rozmawiając z żoną przez telefon. Wtedy zacząłem rozumieć , jak ważna  była dla mnie ta znajomość.Nomen omen, jak dziwna była zbieżność dat obu moich operacji. W obu przypadkach do szpitala trafiłem 4, a operację miałem 11, tyle że pierwszy raz w Maju a drugi w Grudniu. Po operacji, odwiedziła mnie szefowa, ówczesnego Rejonowego Oddziału Polskiego Towarzystwa Laryngektomowanych i w szczerej rzeczowej , pisano - mówionej rozmowie wyjaśniła mi wiele spraw, poinformowała o tym co mi przysługuje z NFOZ i o tym że w Towarzystwie nauczą mnie mówić mową przełykową, a póki co, to będę mówił elektroniczną krtanią. .Zobaczyłem "światełko w tunelu rozterek..."Następnego dnia, na korytarzu szpitalnym , zobaczyłem niewielkiego człowieczka, który rozmawiał o czymś z Ordynatorem. Kiedy się zbliżyłem Pan Ordynator przedstawił mnie temu Panu Zygmuntowi i powiedział , porozmawiajcie sobie. Zygmunt/ bo już dawno jesteśmy przyjaciółmi/ zaczął gadać jak najęty, szczególnie pocieszając mnie i mówiąc" ...nic się nie martw, wszystko będzie dobrze...", czym mnie trochę zdenerwował, więc wypaliłem :" dobrze się tak mówi jak się ma krtań", oczywiście powiedziałem to szeptem. A on roześmiał się, rozpiął kołnierzyk koszuli i powiedział:" a ta dziurka, to myślisz że jest dla ozdoby, ja też nie mam krtani , od 22 lat".      Teraz już liczyłem dni i godziny, do wyjścia ze szpitala. Miałem jeden podstawowy cel, szybko nauczyć się mowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz